niedziela, 6 stycznia 2013

003 - East

Weszłam do domu o godzinie siódmej trzydzieści rano. Pewna, że po wyjeździe Lily James śpi w najlepsze, najciszej jak potrafiłam weszłam do garderoby po świeże ubrania. Złapałam granatowe jeansy, malinową bluzkę i baleriny. Udałam się do łazienki na dół, gdzie wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Noce spędzane w hotelach nie należały do moich ulubionych, dlatego z wielkim uśmiechem udałam się do kuchni.
- Nie śpisz?- zapytałam zdziwiona, kiedy przy stole zobaczyłam Jamesa z kubkiem kawy i gazetą.
- Już jesteś- mruknął bez entuzjazmu, przerzucając strony "Times'a".
- Też się cieszę, że Cię widzę, Kochanie- zironizowałam i pochyliłam się, by go pocałować. Odwrócił jednak głowę, przez co trafiłam w policzek. Jęknęłam zrezygnowana i usiadłam na krześle naprzeciw niego.
- Chodzi Ci o coś konkretnego, czy po prostu masz zły humor?- zapytałam ze złością, po dłuższej chwili milczenia.
- O co mi chodzi?- warknął ze złością, odrzucając gazetę- Wczoraj chciałem spędzić spokojny dzień w towarzystwie mojej córki, a Ty mi wszystko zepsułaś, jak zwykle zresztą!- krzyknął.
Poczułam słone łzy, zbierające się pod moimi powiekami. Zagryzłam wargę i z całej siły próbowałam się nie rozpłakać.
- Dobrze wiedzieć, że rujnuję Ci życie. Przynajmniej raz powiedziałeś co o mnie myślisz- szepnęłam, czując pierwszą łzę, spływającą po policzku.
- Rose...- mruknął, łapiąc mnie za nadgarstek.
- Daruj sobie- warknęłam, po czym wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
*
- Strasznie Cię przepraszam za spóźnienie, Beth, ale po drodze była stłuczka i zrobiły się straszne korki- skłamałam, wpadając do domu.
- W porządku, Rose, rozumiem to. Muszę lecieć- pomachała mi na pożegnanie i wyszła.
Wiedziałam, że dzisiaj Jeff też był w domu, dlatego nie zastanawiałam się gdzie jest Ruby. Usiadłam na kanapie w salonie i rozpłakałam się jak małe dziecko. Chwilami zastanawiaalm się, jaki sens miał mój związek z Coxem, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić życia bez niego. Kochałam go tak mocno, że nawet mimo takich stwierdzeń jak dzisiejszego ranka, wracałam do niego jak na skrzydłach, gdy wypowiedział chociażby jedno słowo.
- Wszystko dobrze, Rose?- usłyszałam zatroskany głos Jeffa.
Natychmiast podniosłam na niego przerażone, załzawione spojrzenie. Usiadł obok mnie na kanapie i zmarszczył brwi, patrząc na mnie z przejęciem.
- Tak, jest OK- odpowiedziałam, uśmiechając się i ocierając łzy- Nie powinnam była tutaj płakać, przepraszam- mruknęłam, odwracając wzrok.
- Przestań, nie masz za co przepraszać. Mam tylko nadzieję, że to nic poważnego- odrzekł zamyślony.
- Ja też- przyznałam cicho.
*
- Więc mówisz mi, że zatrudniłaś super seksowną nianię i zostawiasz ją w domu samą z Twoim mężem?- zapytała rudowłosa kobieta- Czy Ciebie do reszty powaliło?!- krzyknęła.
- Ciszej, Grace- poprosiła Beth- Rosemarie jest w szczęśliwym związku. Poza tym chyba nie muszę Ci przypominać kto jest gorszy w naszym małżeństwie- zaśmiała się cicho.
- No tak...- westchnęła jej przyjaciółka- Długo masz jeszcze zamiar wodzić Jeffa za nos? Po co w ogóle wyszłaś za niego za mąż? Urodziłaś Ruby? Nie rozumiem Cię -przyznała w końcu Grace, odchylając się na krześle i patrząc na przyjaciółkę z uniesionymi brwiami.
- Kochałam Jeffa w każdej chwili naszego związku, naprawdę, jak nikogo wcześniej. Ale kiedy jestem z Adamem- westchnęła rozmarzona- Nigdy się tak nie czułam, nie przy Jeffie. To jest niezależne ode mnie, po prostu szaleję za tym facetem. Jemu nie przeszkadza, że mam męża, kocha mnie- tłumaczyła zawile, machając przy tym rękami.
- Więc rozwiedź się- wzruszyła ramionami rudowłosa, sięgając po filiżankę z kawą i upijając łyk płynu.
- Nie mogę. Jeszcze nie- szepnęła Beth, pogrążając się łęboko w swoich myślach. Zagubiła się w tym wszystkim. Z jednej strony Jeff ją kochał, nie widział poza nią wiata. Poza tym byli małżeństwem i była Ruby. Nie mogła tego tak po prostu zostawić, kochała ich obydwoje. Z drugiej strony pojawił się jednak Adam, na którego punkcie zwariowała. Wciąż o nim myślała, a kiedy przy nim była czuła, jakby znów miała osiemnaście lat. Wiedziała, że wkrótce będzie musiała podjąć jakąś decyzję odnośnie swojego życia, bo obecny stan rzeczy nie miał przyszłości. Problemem jednak było to, że nie wiedziała co zrobić.
*
Kątem oka obserwowałam wygłupy Jeffa i Ruby, ale tak naprawdę pogrążyłam się w rozmyślaniach. Nie miałam już siły płakać ani się tym wszystkim przejmować. Zastanawiałam się, czy naprawdę tak wiele od niego wymagałam. Chciałam po prosu przestać się ukrywać, założyć z nim prawdziwą rodzinę. Póki co byłam tylko kochanką, która rozbiła jego idealną rodzinę, podczas gdy w rzeczywistości było zupełnie inaczej.
- Cały dzień siedzisz tutaj smutna- powiedział z dezaprobatą Jeff, wyrywając mnie z zamyśleń. Widziałam jednak że uśmiecha się lekko- Wstawaj, idziemy na spacer, jest piękna pogoda, a Ruby przyda się trochę świeżego tlenu- zażartował.
Skinęłam głową i po ubraniu dziewczynki mogliśmy wyruszyć na przyjemną wędrówkę do parku.
- Mogę zapytać czemu jesteś dzisiaj w takim podłym nastroju?- usłyszałam po chwili długiego milczenia.
Westchnęłam i zasunęłam kurtkę, czując mocniejszy podmuch wiatru.
- Moje życie nie jest tak kolorowe, jak na początku mi się wydawało- odpowiedziałam, patrząc uparcie przed siebie.
- Chcesz o tym pogadać?- zapytał, kiedy usiedliśmy na ławce.
Wokół była piękna jesień. Żółte, pomarańczowe i czerwone liście były wszędzie wokół, a wiatr unosił je nieco nad ziemię, dzięki czemu wyglądały jakby latały. Spacerowało wiele rodzin z dziećmi, młodzieży, zakochanych. Po placu zabaw biegały dzieci, śmiejąc się radośnie i rozrabiając.
- To nie jest nic ciekawego, ale skoro koniecznie chcesz wiedzieć...- mruknęłam, po czym wzięłam głęboki wdech- Nie chcę już być tą drugą. Poznałam go, kiedy jego żona postanowiła, że potrzebują dać sobie trochę czasu i odpocząć od siebie. Jesteśmy razem od pół roku, a ja chciałabym przestać być jego kochanką i zacząć być kimś więcej. Chciałabym założyć normalną rodzinę, a nie chować się po kątach, jak przestępca- wyrzuciłam z siebie- Przepraszam...- dodałam chwię później- Nie powinnam Cię zadręczać swoimi problemami. Za to Ty i Beth wydajecie się być bardzo zgrani i szczęśliwi- zagadnęłam, na co zareagował pustym śmiechem.
- Jakże pięknie i dobitnie to ujęłaś, Rosemarie- podkreslił- Wydajemy się być- prychnął.
- Przepraszam, nie chciałam być wścbska, to nie w moim stylu- zmieszałam się.
- W porządku- uśmiechnął się- Między mną i Beth kiedyś było idealnie, zupełnie jak w bajce. Ale kiedy wzięliśmy ślub i urodziła się Ruby...- zamilkł na chwilę, odwracając czuły wzrok w kierunku córki- Sam nie wiem. Coś w  Beth drastycznie się zmieniło. Bardzo często nie poznaję już swojej ukochanej żony. Popadłem w swego rodzaju rutynę i chociaż wciąż ją kocham to nie potrafię wyzbyć się uczucia, że ona mmnie już nie- widziałam, że wypowiedzenie tego na głos sprawia mu wiele trudności.
- Nie wiem co powinnam Ci powiedzieć, Jeff. Beth wydaje się być miłą kobietą, chociaż jest może nieco wyniosła. Nie znam jej dobrze, ale nie sądzę, żeby przestała Cię kochać. Raczej czuje się zagubiona- odpowiedziałam, uśmiechając się pocieszająco.
Spojrzał na mnie z tak wielką nadzieją, że wręcz chciałam mieć rację..
***
Siemaa :D Właściwie nie wiem, czemu wcześniej tu nic nie opublikowałam, mam napisane kilka odcinków w przód. Mam nadzieję, że wam się podoba :) i Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim :*