Nacisnęłam dzwonek i odsunęłam się o krok od drzwi. Ściskałam w dłoni pasek od torebki i nerwowo przygryzałam wargę oczekując, aż moja nowa szefowa otworzy mi drzwi. Poznałam ją kilka dni wcześniej, kiedy przeprowadząła ze mną rozmowę na temat moich kwalifikacji. Wydała mi się bardzo miłą kobietą, aczkolwiek było w niej coś zimnego i wyniosłego. Odniosłam wrażenie, że jest obrażona na cały świat, a jej otoczenie, włączając w to prześliczną małą Ruby, ją męczy.
- Dzień dobry, Rosemarie- pojawiła się w drzwiach z miłym, aczkolwiek chyba nieco wymuszonym uśmiechem.
- Dzień dobry, pani Hardy- odpowiedziałam grzecznie.
- Proszę, wejdź. I mów mi po imieniu, nie jestem aż tyle starsza- zażartowała, na co skinęłam głową.
- Zgoda, w takim razie mów mi Rose- poprosiłam.
- Dobrze. To jest mój mąż, Jeff- przedstawiła mężczyznę, który pojawił się w korytarzu z Ruby na rękach. Był zabójczo przystojny, to nie ulegało wątpliwości, ale odniosłam niemiłe wrażenie, że on mnie tutaj nie chciał. Patrzył na mnie jak na intruza, co wcale nie było miłe. Ruby natomiast była w siódmym niebie, kiedy tata trzymał ją w ramionach. Uśmiechnęłam się szerzej widząc, jak zawzięcie skubie jego włosy.
- Jeff Hardy, miło mi- mruknął, podając mi dłoń, którą uścisnęłam.
- Rosemarie Borden- przedstawiłam się, na co zmarszczył brwi.
- Dzisiaj Jeff zajmie się Ruby, ale w razie jakiejś nagłej potrzeby wszystko Ci wyjaśnię- wtrąciła Beth i ruszyła do kouchni. Chcąc nie chcąc, poszłam za nią. Opowiadała mi gdzie znajdują się poszczególne rzeczy, kiedy Ruby je, kiedy idzie spać, co lubi robić.
- To może, skoro Twój mąż się nią zajmuje, to chciałabyś, żebym ugotowała obiad, albo coś posprzątała?- zapytałam uprzejmie.
Beth natychmiast uśmiechnęła się szerzej. Poczułam, że jej nastawienie do mnie stało się przyaźniejsze. Super, czyli nagle dostałam awans na pełnoetatową pomoc domową.
- Z nieba mi spadłaś, Rose. Jasne, jeśli Ci to nie przeszkadza, możesz gotować i sprzątać. Rób cokolwiek, żeby się nie nudzić- odpowiedziała entuzjastycznie, po czym zniknęła za drzwiami wejściowymi.
Odłożyłam torebkę na krzesło i podparłam się pod boki.
- Super- mruknęłam i ruszyłam na poszukiwanie środków czystości.
*
Siedział z Ruby w jej pokoju, ale jego myśli były zajęte pewną młodą kobietą, która własnie sprzątała jego salon. Była piękna, nieziemsko piękna. Był pewien, że przyciągała uwagę każdego meżczyzny, bez wyjątku. Wydawała się naprawdę miła i ciepła, chciała jak najlepiej wykonywać swoją pracę, nawet zaoferowała Beth pomoc w obowiązkach domowych. Zastanawiał się też nad jej nazwiskiem. Znał je doskonale, tak samo nazywał się Sting. Wiedział, że ludzie często mają takie same nazwiska, jednak wydawało mu się to zbyt dużym zbiegiem okoliczności. Poza tym słyszał, że Steve ma bratanicę, która sama jest wrestlerką. Złapał się na tym, że z głowy nie mogło mu wyjść jej hipntyzujące spojrzenie i szalenie czarujący uśmiech. Pokręcił głową, chcąc pozbyć się natrętnych myśli i wrócił do zabawy z córką.
*
Kiwając lekko głową do taktu muzki, która płynęła ze słuchawek, ścierałam meble w salonie. Myśląc zarówno o tym, co ugotować, jak i o tym, jak James bawi się z Lily, zupełnie nie zwracałam uwagi na otaczający mnie świat. Kiedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odskoczyłam do tyłu z cichym piskiem i spojrzałam na napastnika. Moim oczom ukazał się Hardy, patrzący na mnie z lekkim rozbawieniem.
- Jezu Chryste, wystraszył mnie pan- powiedziałam z wyrzutem.
- Mów mi po imieniu. Chciałem Ci powiedzieć, że muszę wyjść. Ruby śpi i nie powinno to się zmienić do mojego powrotu, ale lepiej będzie, jeśli wyłączysz muzykę- poinformował mnie.
- Oczywiście- mruknęłam, dając mu do zrozumienia, że przyjęłam to do świadomości.
Nim się obejrzałam, on wyszedł z domu, a ja mogłam odetchnąć z ulgą i zabrać się za gotowanie obiadu.
*
Kiedy przekroczył próg domu, do jego nozdrzy wdarł się oszałamiający zapach przygotowywanego obiadu. Uśmiechając się lekko udał się w kierunku kuchni, gdzie krzątała się ciemnowłosa dziewczyna. Co rusz mieszała coś w garnkach, sprawdzała smak, dorzucała przyprawy i zioła. Jedną ręką trzymała przy uchu telefon i prowadziła z kimś bardzo absorbującą rozmowę.
- Jak się bawisz z córką, James?- zapytała, marszcząc brwi.
Mężczyzna po drugiej stronie telefonu uśmiechnął się szerzej, obserwując jak jego Księżniczka z zafascynowaniem przygląda się lwom spacerującym po wybiegu w ZOO.
- Cudownie, Kochanie. Dziękuję, że rozumiesz całą tę dziwną sytuację- powiedział cicho.
- Rozumiem, Skarbie, oczywiście, że rozumiem. Chciałabym po prostu, żeby Lily w końcu mnie poznała. Myślę, że mogłybyśmy się zaprzyjaźnić- zauważyła.
Nawet przez telefon była w stanie wyczuć zmianę jego nastroju.
- To nie jest rozmowa na telefon, Rose- niemalże warknął, zaciskając pięści. Nie lubił wracać do tego tematu, bo podobało mu się to, co miał teraz.
- Musimy w końcu o tym porozmawiać. Nie uważasz, że już czas najwyższy i pora, byś zdecydował się na rozwód? Zwłaszcza, że to Tess chciała się rozstać- prychnęła, coraz bardziej zdenerwowana.
- Nie chcę się z Tobą kłócić, Rosemarie. Porozmawiamy jutro- postanowił.
- Jak chcesz. Pamiętaj, że Cię kocham, ale nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam- warknęła i rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź.
Odłożyła telefon na blat i otarła łzę, która wypłynęła spod jej powieki. Kochała Jamesa nad życie, ale czasem nie miała siły, by przeciwstawić się temu wszystkiemu. Miała dwadzieścia pięć lat, chciała w końcu założyć rodzinę, mieć dzieci. On natomiast nie chciał o tym słyszeć. Miał Lily i to mu wystarczało.
Jeff zrozumiał, że nie powinien był słyszeć tej rozmowy. Nagle poczuł dużo więcej sympatii i zrozumienia względem tej kobiety. Zrozumiał, że nie jest jedyną osobą na świecie, która ma problemy.
- Już wróciłeś- zauważyła, czym wybudziła go z rozmyślań.
Widziała, że czuł się głupio ze świadomością, że był świadkiem jej rozmowy i chwili słabości.
- Pięknie pachnie- odrzekł, uśmiechając się przyjaźnie.
- W takim razie zapraszam do stołu- wskazała ręką na krzesło, po czym nałożyła potrawę na talerz- Smacznego, a ja pójdę do Ruby, bo chyba się obudziła- zauważyła, słysząc ciche gaworzenie w elektronicznej niani.
Nie czekając na jego odpowiedź ewakuowała się z kuchni. Dziwnie czuła się w jego towarzystwie.
***
Ajj, to opowiadanie to moje najlepsze dziecko :D Mam szczerą nadzieję, że wam się podoba, bo jest naprawdę dopracowane :)
Ajj, to opowiadanie to moje najlepsze dziecko :D Mam szczerą nadzieję, że wam się podoba, bo jest naprawdę dopracowane :)