piątek, 30 listopada 2012

002 - Speakers

Nacisnęłam dzwonek i odsunęłam się o krok od drzwi. Ściskałam w dłoni pasek od torebki i nerwowo przygryzałam wargę oczekując, aż moja nowa szefowa otworzy mi drzwi. Poznałam ją kilka dni wcześniej, kiedy przeprowadząła ze mną rozmowę na temat moich kwalifikacji. Wydała mi się bardzo miłą kobietą, aczkolwiek było w niej coś zimnego i wyniosłego. Odniosłam wrażenie, że jest obrażona na cały świat, a jej otoczenie, włączając w to prześliczną małą Ruby, ją męczy.
- Dzień dobry, Rosemarie- pojawiła się w drzwiach z miłym, aczkolwiek chyba nieco wymuszonym uśmiechem.
- Dzień dobry, pani Hardy- odpowiedziałam grzecznie.
- Proszę, wejdź. I mów mi po imieniu, nie jestem aż tyle starsza- zażartowała, na co skinęłam głową.
- Zgoda, w takim razie mów mi Rose- poprosiłam.
- Dobrze. To jest mój mąż, Jeff- przedstawiła mężczyznę, który pojawił się w korytarzu z Ruby na rękach. Był zabójczo przystojny, to nie ulegało wątpliwości, ale odniosłam niemiłe wrażenie, że on mnie tutaj nie chciał. Patrzył na mnie jak na intruza, co wcale nie było miłe. Ruby natomiast była w siódmym niebie, kiedy tata trzymał ją w ramionach. Uśmiechnęłam się szerzej widząc, jak zawzięcie skubie jego włosy.
- Jeff Hardy, miło mi- mruknął, podając mi dłoń, którą uścisnęłam.
- Rosemarie Borden- przedstawiłam się, na co zmarszczył brwi.
- Dzisiaj Jeff zajmie się Ruby, ale w razie jakiejś nagłej potrzeby wszystko Ci wyjaśnię- wtrąciła Beth i ruszyła do kouchni. Chcąc nie chcąc, poszłam za nią. Opowiadała mi gdzie znajdują się poszczególne rzeczy, kiedy Ruby je, kiedy idzie spać, co lubi robić.
- To może, skoro Twój mąż się nią zajmuje, to chciałabyś, żebym ugotowała obiad, albo coś posprzątała?- zapytałam uprzejmie.
Beth natychmiast uśmiechnęła się szerzej. Poczułam, że jej nastawienie do mnie stało się przyaźniejsze. Super, czyli nagle dostałam awans na pełnoetatową pomoc domową.
- Z nieba mi spadłaś, Rose. Jasne, jeśli Ci to nie przeszkadza, możesz gotować i sprzątać. Rób cokolwiek, żeby się nie nudzić- odpowiedziała entuzjastycznie, po czym zniknęła za drzwiami wejściowymi.
Odłożyłam torebkę na krzesło i podparłam się pod boki.
- Super- mruknęłam i ruszyłam na poszukiwanie środków czystości.
*
Siedział z Ruby w jej pokoju, ale jego myśli były zajęte pewną młodą kobietą, która własnie sprzątała jego salon. Była piękna, nieziemsko piękna. Był pewien, że przyciągała uwagę każdego meżczyzny, bez wyjątku. Wydawała się naprawdę miła i ciepła, chciała jak najlepiej wykonywać swoją pracę, nawet zaoferowała Beth pomoc w obowiązkach domowych. Zastanawiał się też nad jej nazwiskiem. Znał je doskonale, tak samo nazywał się Sting. Wiedział, że ludzie często mają takie same nazwiska, jednak wydawało mu się to zbyt dużym zbiegiem okoliczności. Poza tym słyszał, że Steve ma bratanicę, która sama jest wrestlerką. Złapał się na tym, że z głowy nie mogło mu wyjść jej hipntyzujące spojrzenie i szalenie czarujący uśmiech. Pokręcił głową, chcąc pozbyć się natrętnych myśli i wrócił do zabawy z córką.
*
Kiwając lekko głową do taktu muzki, która płynęła ze słuchawek, ścierałam meble w salonie. Myśląc zarówno o tym, co ugotować, jak i o tym, jak James bawi się z Lily, zupełnie nie zwracałam uwagi na otaczający mnie świat. Kiedy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, odskoczyłam do tyłu z cichym piskiem i spojrzałam na napastnika. Moim oczom ukazał się Hardy, patrzący na mnie z lekkim rozbawieniem.
- Jezu Chryste, wystraszył mnie pan- powiedziałam z wyrzutem.
- Mów mi po imieniu. Chciałem Ci powiedzieć, że muszę wyjść. Ruby śpi i nie powinno to się zmienić do mojego powrotu, ale lepiej będzie, jeśli wyłączysz muzykę- poinformował mnie.
- Oczywiście- mruknęłam, dając mu do zrozumienia, że przyjęłam to do świadomości.
Nim się obejrzałam, on wyszedł z domu, a ja mogłam odetchnąć z ulgą i zabrać się za gotowanie obiadu.
*
Kiedy przekroczył próg domu, do jego nozdrzy wdarł się oszałamiający zapach przygotowywanego obiadu. Uśmiechając się lekko udał się w kierunku kuchni, gdzie krzątała się ciemnowłosa dziewczyna. Co rusz mieszała coś w garnkach, sprawdzała smak, dorzucała przyprawy i zioła. Jedną ręką trzymała przy uchu telefon i prowadziła z kimś bardzo absorbującą rozmowę.
- Jak się bawisz z córką, James?- zapytała, marszcząc brwi.
Mężczyzna po drugiej stronie telefonu uśmiechnął się szerzej, obserwując jak jego Księżniczka z zafascynowaniem przygląda się lwom spacerującym po wybiegu w ZOO.
- Cudownie, Kochanie. Dziękuję, że rozumiesz całą tę dziwną sytuację- powiedział cicho.
- Rozumiem, Skarbie, oczywiście, że rozumiem. Chciałabym po prostu, żeby Lily w końcu mnie poznała. Myślę, że mogłybyśmy się zaprzyjaźnić- zauważyła.
Nawet przez telefon była w stanie wyczuć zmianę jego nastroju.
- To nie jest rozmowa na telefon, Rose- niemalże warknął, zaciskając pięści. Nie lubił wracać do tego tematu, bo podobało mu się to, co miał teraz.
- Musimy w końcu o tym porozmawiać. Nie uważasz, że już czas najwyższy i pora, byś zdecydował się na rozwód? Zwłaszcza, że to Tess chciała się rozstać- prychnęła, coraz bardziej zdenerwowana.
- Nie chcę się z Tobą kłócić, Rosemarie. Porozmawiamy jutro- postanowił.
- Jak chcesz. Pamiętaj, że Cię kocham, ale nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam- warknęła i rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź.
Odłożyła telefon na blat i otarła łzę, która wypłynęła spod jej powieki. Kochała Jamesa nad życie, ale czasem nie miała siły, by przeciwstawić się temu wszystkiemu. Miała dwadzieścia pięć lat, chciała w końcu założyć rodzinę, mieć dzieci. On natomiast nie chciał o tym słyszeć. Miał Lily i to mu wystarczało.
Jeff zrozumiał, że nie powinien był słyszeć tej rozmowy. Nagle poczuł dużo więcej sympatii i zrozumienia względem tej kobiety. Zrozumiał, że nie jest jedyną osobą na świecie, która ma problemy.
- Już wróciłeś- zauważyła, czym wybudziła go z rozmyślań.
Widziała, że czuł się głupio ze świadomością, że był świadkiem jej rozmowy i chwili słabości.
- Pięknie pachnie- odrzekł, uśmiechając się przyjaźnie.
- W takim razie zapraszam do stołu- wskazała ręką na krzesło, po czym nałożyła potrawę na talerz- Smacznego, a ja pójdę do Ruby, bo chyba się obudziła- zauważyła, słysząc ciche gaworzenie w elektronicznej niani.
Nie czekając na jego odpowiedź ewakuowała się z kuchni. Dziwnie czuła się w jego towarzystwie.
***
Ajj, to opowiadanie to moje najlepsze dziecko :D Mam szczerą nadzieję, że wam się podoba, bo jest naprawdę dopracowane :)

czwartek, 15 listopada 2012

001 - The Time Of Our Lives

- James!- wrzasnęłam, biegając po całym domu.
Była godzina szósta rano, a ja kompletnie w proszku, zaczynałam powoli panikować.
- Wyjaśnij mi, kobieto- usłyszałam jego zaspany głos w progu kuchni- Czemu wydzierasz się w niebogłosy o godzinie...- wychylił się do przodu, by dojrzeć zegarek- Szóstej rano?- mruknął z niedowierzaniem- Co Ty znów odwalasz?- zapytał, na wpół wkurzony, na wpół rozbawiony.
- Twierdzisz, że mnie kochasz, a w ogóle nie słuchasz co do Ciebie mówię- prychnęłam pod nosem i zjadłam kilka winogron.
Po chwili poczułam jego ramiona obejmujące mnie w pasie i ciepłe usta błądzące po mojej szyi. Oparłam się o jego umięśnioną klatkę piersiową i przymknęłam oczy, oddając się krótkiej chwili rozkoszy.
- Wybacz, Kochanie, ale przecież dobrze wiesz, że o tej godzinie nie jestem dobry w kojarzeniu faktów- mruczał wprost do mojego ucha, a po moim ciele przechodziły dreszcze.
- A więc...- odwróciłam się do niego przodem i zaplotłam ręce na jego szyi- Dzisiaj jest mój pierwszy dzień pracy- powiedziałam podekscytowana.
- Rosemarie...- jęknął cicho, przymykając oczy- Jesteś jedną z najzdolniejszych wrestlerek, jakie kiedykolwiek dane mi było widzieć. Jesteś niesamowicie sprawna fizycznie- poruszył wymownie brwiami, za co uderzyłam go w ramię, czym wywołałam jego wesoły śmiech- Poza tym, jedna rozmowa Twojego wujka z Dixie i będziesz największą dwiazdą wśród kobiecej dywizji, a może nawet jedną z czołowych twarzy TNA- mówił entuzjastycznie.
- Widzisz, właśnie tego się obawiam, James. Nie chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że wspaniały Sting to mój wujek. Nie zrozum mnie źle, bardzo go kocham, jest dla mnie niemal jak rodzony ojciec. Spróbuj sobie to wyobrazić: Przecież byłabym znienawidzona od samego początku. Niedługo sama mam zamiar spróbować swoich sił w TNA, ale muszę wszystko wypracować sama, udowodnić, że zasługuję na szansę, bo mam talent, a nie przez to, kto jest moim wujkiem. Wkrótce będziemy razem pracować, mój Kowboju, jednak póki co jestem nianią- oznajmiłam i zerknęłam na zegarek- I zaraz będę spóźniona- dodałam, wybiegając z kuchni, by zabrać torebkę z salonu. Kiedy wróciłam na korytarz, James stał oparty o ścianę i jak gdyby nigdy nic bawił się kluczykami od samochodu. Chciałam mu je zabrać, ale uniemożliwił mi to, unosząc rękę.
- Storm, oddawaj- warknęłam ostrzegawczo.
- Bo co mi zrobisz?- zapytał prowokacyjnie z nieco ironicznym uśmieszkiem.
- Nic. Pójdę na nogach- odrzekłam spokojnie i odwróciłam się na pięcie, by móc wyjśc z domu.
Nim jednak zdążyłam zrobić chociażby jeden krok, poczułam uścisk jego dłoni na nadgarstku, a w następnym momencie lekkie szarpnięcie. Po chwili przypierał mnie do ściany, stojąc bardzo blisko mnie.
- I co teraz?- mruknął, patrząc na mnie z błyskiem w oku.
Uśmiechnęłam się prowokacyjnie, po czym wplotłam palce w jego długie brązowe włosy i musnęłam delikatnie jego usta. Chciałam się odsunąć, ale uniemożliwił mi to, przyciskając mnie mocniej do ściany i pogłębiając pocałunek. Przesunęłam dłonie po jego nagiej klatce piersiowej, a on ułożył swoje na moich plecach. Czułam łaskotanie motylków w brzuchu i nasze przyspieszone pulsy, tętniące w jednym rytmie. Pomimo tego, że byliśmy razem już pół roku, za każdym razem czułam się tak samo.
- James- mruknęłam, kiedy oderwaliśmy się od siebie, by móc złapać oddech, a on przeniósł usta na moją szyję- Muszę iść, bo się spóźnię- oznajmiłam, walcząc sama ze sobą- I ubierz się, bo doskonale wiesz, że mnie rozpraszasz, kiedy paradujesz po domu w samych spodniach- dodałam, na co zareagował wybuchem śmiechu.
- Kocham Cię, Rose- szepnął wprost do mojego ucha, przygryzając lekko jego płatek.
- Ja Ciebie też, James. Nawet nie wiesz jak bardzo -odpowiedziałam, gładząc delikatnie jego policzek.
- Dzisiaj przyjeżdża Lily- oznajmił z usmiechem.
- Fantastycznie, Skarbie- odwzajemniłam gest- W takim razie zobaczymy się jutro- wspięłam się na palce i musnęłam ustami jego policzek, a on ujął moją dłoń i pocałował jej wnętrze.
- Pokaż im jaką świetną jesteś nianią!- krzyknął za mną, na co zaśmiałam się głośno.
*
- Beth, ja nie chcę, żeby Ruby spędzała czas z jakąś obcą kobietą. To my jesteśmy jej rodzicami i sami powinniśmy się nią zająć- oznajmił, robiąc śmieszne miny do dziewczynki, którą trzymał na rękach. Mała śmiała się głośno, dodatkowo z wielkim zangażowaniem skubiąc włosy taty.
- Sam jesteś sobie winien, Jeff. Tyle razy obiecywałeś mi, że będziesz się nią zajmował, że mi pomożesz. A kiedy Cię potrzebowałam, to nigdy Cię nie było. Zgoda, teraz przez kilka dni jesteś w domu, ale co potem? Muszę mieć kogoś do pomocy, przy dziecku, przecież nie zostawię jej samej w domu- odpowiedziała, przegladając się w lustrze.
Zacisnął szczękę i dowrócił się na pięcie, by wyjść z pomieszczenia. Przez głowę przebiegła mu myśl, że Beth byłaby do tego zdolna, ale zaraz się opamiętał. Nie miał już siły, by się z nią spierać. Denerwował go fakt, że podjęła tak ważną decyzję bez niego, ale postanowił zachowywać się jak dojrzały mężczyzna i zaakceptować nową dla niego sytuację. Poza tym miał prawo w każdej chwili zwolnić tę dziewczynę.
- W samą porę- mruknęła Beth, słysząc dzwonek do drzwi, po czym udała się na dół.
- Chodź, Skarbie, zobaczymy, kogo sprowadziła nam Twoja mama- westchnął i całując córeczkę w czoło, poszedł za żoną.
*
- Jest moja mała Księżniczka!- powiedział, otwierając drzwi, za którymi stała siedmioletnia blondynka, a za nią jej matka.
- Tatusiu!- Lily rzuciła się w ramiona ojca, a on przycisnął ją mocno do siebie, zamykając oczy i czując błogą ulgę.
Nie widział swojej ukochanej córeczki prawie dwa tygodnie i czuł, jakby coś rozdzierało go od środka z tęsknoty. Lily była jego oczkiem w głowie, jedyną osobą, dla której był w stanie zrobić absolutnie wszystko. Kochał ją nad życie i chciał, by zawsze była szczęśliwa. Dlatego właśnie nie powiedział jej, że mieszka w innym mieście z kobietą. Kochał Rosemarie, ale nie chciał, by jego córka wiedziała o kochance. Wolał, by myślała, że tatuś po prostu ma dużo pracy i nie może wrócić do domu i że wciąż kocha jej matkę.
- Witaj, Tess- skinął głową w kierunku żony, która patrzyła na niego z jawnym bólem i cierpieniem wymalowanymi w oczach.
- Cześć, James- odpowiedziała cichym głosem, uśmiechając się lekko.
- Wejdziesz?- zapytał z czystej grzeczności. W głębi duszy miał nadzieję, że sobie pójdzie i pozwoli mu spędzić cały dzień z ukochaną córką.
- Nie, spieszę się. Chciałam tylko powiedzieć, że bedę po nią jutro o siódmej rano- oznajmiła i odeszła w kierunku samochodu.
- Co będziemy dzisiaj robić?- zapytała dziewczynka, uśmiechając się szeroko.
- Tatuś zaplanował całą masę atrakcji na dzisiejszy dzień- rozczochrał jej włosy, za co posłała mu oburzone spojrzenie. Zaśmiał się widząc, jak bardzo przypomina mu jego samego.
***
Pierwszy rozdział, moim zdaniem udany. Mam napisane rozdziały do przodu, ale teraz próbne matury i nie mam czasu, by uzupełniać ich zapasy. Liczę na wasze opinie :)

sobota, 3 listopada 2012

000 - Ashes & Wine

Zamknął cicho drzwi wejściowe i starając się zachowywać najciszej jak potrafił, by nie obudzić Ruby, udał się do kuchni. Westchnął cicho, widząc słabe światło padające z pomieszczenia. Wszedł powoli do środka, a widok, chociaż każdego wieczora taki sam, uderzył go z wielką siłą. Przy stole siedziała jego piękna, ukochana Beth. Od jakiegoś czasu jednak jego żona się zmieniła. Wmawiał sobie, że to tylko chwilowe problemy, że w końcu wróci jego cudowna kobieta, ale gdzieś głęboko w środku czuł, że to wszystko zabrnęło za daleko. Po tylu latach związku wyczuwał w niej drastyczną zmianę, ktorej nie potrafił zdefiniować. 
Pomimo, że była już druga w nocy, Beth siedziała przy stole, ściskając w rękach kubek z parującą kawą, której zapach roznosił się po pomieszczeniu. Pod oczami widoczne były cienie, a usta zaciśnięte były w cienką linię. Kiedy spojrzała na niego swoimi pełnymi łez oczami, poczuł ogromny żal i złość na siebie. Usiadł naprzeciw niej i objął jej dłonie swoimi, ale ona odsunęła się, niczym oparzona. Starał się nie dać po sobie pozać, jak bardzo raniła go takimi właśnie odtrąceniami, których on tak się bał.
- Znów wracasz do domu nad ranem. Nic mi nie mówisz, nie wiem co się z Tobą dzieje. Mieliśmy umowę, Jeff- powiedziała cichym, słabym głosem.
- Myślałem, że rozumiesz. Przez moją pracę mam teraz dużo obowiązków. Dobrze wiesz, że po moim ostatnim żałosnym występie na gali Victory Road muszę pracować trzy razy ciężej, by odzyskać to, co tak spektakularnie zniszczyłem i udowodnić, że to się więcej nie powtórzy. Przecież wiesz, jak dużo kosztował mnie odwyk. Myślałem, że się cieszysz z mojego zerwania z nałogiem- powiedział spokojnie, ukrywając głęboko swoje prawdziwe uczucia.
- Jeff, do jasnej cholery!- warknęła, uderzając dłonią w stół, ale natychmiast się opamiętała przypominając sobie o śpiącej córce- Masz teraz rodzinę, nie zapominaj o tym. Co z Ruby? Pomyślałeś o niej? Jak czuje się Twoja córka, która praktycznie Cię nie zna? Ona nie rozumie, że Ty musisz pracować i coraz częściej przedkładasz to nad nią. Pewnie nawet nie wiesz, że ostatnio ciągle powtarza 'tata'. Ona Cię potrzebuje, a ma dopiero dwa latka. Niedługo zacznie reagować płaczem na Twój widok. Doskonale wiesz, że ja też pracuję. Ile razy mam jeszcze prosić moją mamę czy siostrę, by się nią zajęły?- mówiła cicho, a z jej pięknych oczu wypływały słone łzy.
- Dobrze, Beth. Następna gala jest dopiero w czwartek, do tego czasu zostaję w domu. Jutro porozmawiamy spokojnie i zastanowimy się co zrobić- zaproponował i całując delikatnie jej czoło chciał udać się do sypialni, by móc w końcu odpocząć.
- Poczekaj- usłyszał jej chłodną prośbę. Porażony tonem jej głosu zatrzymał się natychmiast i wbił w nią wyczekujące spojrzenie.
- Beth?- ponaglił ją, kiedy milczała przez dłuższą chwilę.
- Pewnie będziesz na mnie zły, ale ciągle cię nie ma, a ja musiałam podjąć w końcu jakąś decyzję, bo dłużej tak nie wytrzymam. Zatrudniłam nianię- uśmiechnęła się w sposób, który go przeraził. Po raz pierwszy od dwunastu lat poczuł, ż jest w niej coś, czego on zupełnie nie zna i nie rozumie.
- Co zrobiłaś? Chcesz oddać Ruby w ręce jakiejś obcej kobiety?- warknął zdenerwowany.
- Skoro własny ojciec nie potrafi się nią zająć- mruknęła ironicznie i wymijając go udała się na górę, pozostawiając Jeffa w całkowitym szoku.
***
Witam na moim drugim opowiadaniu o wrestlingu. Tym razem wybrałam konkurencyjną dla WWE organizację - TNA. Jest dużo, dużo mniej znana, ale moim zdaniem wyrasta na lidera, głównie dzięki wspaniale budowanym storyline i nierzadko mrożącym krew w żyłach akcjom. Zapoznajcie się z bohaterami, a ja będę się starała na bierząco uzupełniać bloga. Cała akcja tego opowiadania jest przeze mnie dokładnie przemyślana i opracowana. Teraz tutaj i na drugim wrestlingowym blogu będę zamieszczała wytwory swojej wyobraźni. Mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie mnie tutaj odwiedzać :*